Parafia Gać jest jedną ze starszych w diecezji przemyskiej - czytamy na stronie parafii Wniebowzięcia NMP w Gaci. Parafia musiała powstać przed rokiem 1446, co wnioskujemy z zapisu w tychże kronikach o proboszczu księdzu Jakubie z Gaczi. Na początku XVII wieku parafia stała się filią probostwa w Kańczudze. Taki stan trwał do roku 1876, kiedy dzięki staraniom ks. Bronisława Markiewicza została odnowiona samodzielna placówka...
Do parafii Gać ks. Bronisław Markiewicz przybył 03 listopada 1875 roku. Przez pierwsze cztery miesiące (do 24 marca 1876 roku) był tam administratorem. Po utworzeniu parafii został proboszczem i pracował w tej parafii do 30 czerwca 1877 roku.
Jak Ksiądz wspomina swoje pierwsze dni na probostwie?
Zacząłem od krążenia po wsi aż do granic parafii, a to był kawał drogi. Na końcu wsi była dziewczynka, która nie mogła chodzić. Ona potrzebowała katechezy, więc później często do niej chodziłem. Przy okazji zbierały się inne dzieci, które też katechizowałem. W ogóle jak dzieci mnie spostrzegały to zaraz przychodziły, bo wiedziały, że zawsze mam coś przy sobie i je będę częstował. Ja się cieszyłem, że nie boją się mnie.
Jakie najbardziej palące sprawy zastał Ksiądz w parafii?
Największym problemem w Gaci było pijaństwo. Prawie każda uroczystość była zakrapiana alkoholem. W niedzielę jak chłopi po Mszy weszli do karczmy, to często wychodzili z niej następnego dnia. Pamiętam, jak kiedyś jeden parafianin szedł do karczmy z siekierą. Przyznam, że się przestraszyłem, że jak nie daj Boże będzie awantura to poleje się krew. Kupiłem od tego chłopa siekierę, choć najpewniej zarobione pieniądze zaraz przepił. Czy dobrze zrobiłem tego nie wiem, ale pijatyka w karczmie nie zakończyła się bójką. Widząc taką kondycję mieszkańców wsi zorganizowałem Bractwo Trzeźwości. Wstąpili do niego prawie wszyscy, oprócz sześciu chłopów, których nie udało mi się namówić. Jeden z nich zaciągnął na pijaństwo takie długi, że musiał sprzedawać różne sprzęty z chałupy. Łaził potem i skomlał, że jakbym był przyszedł dwa lata wcześniej, to by tak nisko nie upadł.
W Bractwie wymagał Ksiądz od nich zupełnej abstynencji?
Przez swoje całe kapłaństwo (a księdzem jestem już długo) z reguły nikogo nie zmuszałem, aby całkowicie wyrzekł się trunków alkoholowych. Prosiłem o to tylko tych, którzy wpadli w nałóg z nadmiaru ich używania. Pozostałym zalecałem odstawienie wódki, rumu i likierów, których choćby najskromniejsze spożywanie – wedle opinii lekarzy –szkodziło zdrowiu. Sam zaś w domu nie pijam nigdy ani herbaty chińskiej, ani kawy, ale wodę kryniczną, mleko i napoje z polskich ziół, jak polną szałwię, dziką różę, żabie oczka. Młodzieży też nie podaję alkoholu. Wino i piwo pijam, gdy jestem w gościnie, ale – ma się rozumieć – jak najmniej.
Źródło: Ks. Marcin A. Różański CSMA: Rozmowy z Bł. Bronisławem Markiewiczem, Wydawnictwo Michalineum.
fot. Nawiedzenie figury Św. Michała Archanioła (https://www.parafia-gac.pl/)