I cóż po szopkarzu?

Obliczono, że artysta-szopkarz budujący dzieło przeznaczone na grudniowy Konkurs Szopek Krakowskich zużywa około 2000 godzin, co daje 250 dniówek roboczych

Kończąc jedną szopkę ktoś taki zwykł zabierać się za kolejną. Szaleniec czy niewolnik szopki, a może sposób na życie wypełnione ładem i sensem? Takim twórcą bez reszty oddanym szopkarskiej pasji był zmarły niedawno (koniec lipca 2023) Maciej Moszew: „Kiedy zamykam się w pracowni i tworzę nową szopkę, jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie”.

Do powojennej historii krakowskiego szopkarstwa wpisało się wielu twórców, ale kamienie milowe wnieśli tylko niektórzy. Bez wątpienia w tej elicie znajduje się Maciej Moszew, mój „Nowy Ezenekier”. Z wykształcenia był architektem (dyplom Politechniki Krakowskiej w roku 1969), pracował w kilku biurach architektonicznych, ale najdłużej związał się z pracownią mechanizatorską Teatru Groteska. Współpracował także z Teatrem Starym i Akademią Sztuk Pięknych. W krakowskich konkursach szopkarskich brał udział od roku 1961, obsypany został laurami jak żaden inny szopkarz (około 40 trofeów, w tym ponad 30 razy I Nagroda). Był współautorem multimedialnego widowiska szopki krakowskiej zaprezentowanego w Paryżu. W roku 2020 wykonał mechanizmy do baletu Kozaki, czyli oszustwo ukarane. Jednym z jego ostatnich i zaawansowanych elektrotechnicznie projektów szopkowych jest mierzący prawie półtora metra obiekt, w którym zainstalowano piętnaście miniaturowych silniczków wprawiających w ruch kilkadziesiąt figurek. Sercem szopki jest brama i wyłaniające się z niej w ekstatycznie dostojnym rytmie krakowskie legendy: Pan Twardowski, Lajkonik, Smok Wawelski i Krak, diabeł walczący ze śmiercią, wszędzie wokół falujący łagodnie skrzydłami aniołowie. Wszystko jak zwykle u Moszewa wykonane finezyjnie, precyzja zegarmistrzowsko-jubilerska, estetycznie nienaganne i eleganckie.

Od kilku dekad był najsłynniejszym w Polsce i zarazem najdłuższym stażem szopkarzem

Szopka krakowska posiada trzy sfery. Górna należy do rzeczywistości pozamaterialnej  – obszar gwiazd i bytów anielskich, to sacrum i wstęp tutaj za sprawą łaski otrzymuje czasem człowiek obdarzony uniesieniem mistycznym. Przestrzeń tę mają odwagę przeciąć jedynie iglice wież. Strefa druga i komasująca optyczne centrum to misterium Bożego Narodzenia – Święta Rodzina. Poziom trzeci – dolny i ostatni – to obszar działań ludzkich, legend i boha-terów, okruchy dnia codziennego.

Dzięki wspaniałej inicjatywie szopkarskiego rodu Markowskich możemy akurat podziwiać w Auli św. Jakuba u krakowskich Franciszkanów szopki w okresie letnim, aby z okazji jubileuszu osiemsetlecia wystawienia pierwszej szopki przez św. Franciszka w Greccio mogli zapoznać się z ideą szopkarską liczni w tym okresie w Krakowie turyści.

Ekspozycja jest perfekcyjna i przemyślana. Pozostaje podziękować Państwu Markowskim za poniesiony trud i włożone tu serce. Wystarczyło dodać „płaskie i planszowe” oświetlenie tylne, by powstał nowy punkt perspektywy, znajdujący się już nie w szopce ale przed nią. Jakże sugestywnie i dyskretnie zarazem wyłania się teraz geometria szopki, hołdująca zasadzie symetrii i lustrzanego odbicia w przekroju pionowym, formule duchowego bliźniactwa wież oraz pionów. Zaprezentowane szopki stają się trójwymiarowe, bo też dzięki tylnej ekspozycji świetlnej wyłaniają się organy wewnętrzne, istne „trzewia” szopki, akcja wkracza jakby do środka.

Szopka bez wątpienia posiada ukrytą moc duchową, ludzie pod jej wpływem łagodnieją, dzieje się coś nieokreślenie pięknego. Szopka krakowska posiada wytyczne, swoisty kodeks-regulamin, ale twórca posiada jednak wewnętrzną autonomię i przestrzeń pozwalającą na wykreowanie oraz odciśnięcie indywidualnej pieczęci artystycznej. Wkraczając w obszar codziennych ludzkich zmagań, do miejsc publicznych, szopka krakowska spełnia niejako funkcję misyjną. Jest wtajemniczeniem pozawerbalnym, aczkolwiek sfera duchowa ukrywa się skrzętnie i wymaga wysiłku, aby ją odkryć. Zmysły, a raczej umysł musi przedrzeć się przez „skorupę”  obmurowaną i zawoalowaną pozornie statycznymi detalami architektonicznymi. Tam pod pulsującymi kolorami, pod refleksami odbić świetlnych tudzież lustrzanych pryzmatów pochodzących z geometrycznie ułożonych klocków-cegiełek, tętni potężna treść duchowa. Dojść do niej można drogą medytacji, ale potrzebne będzie wyciszenie i pozytywne nastawienie, bo to jakby proces linearny: spojrzenie, intensywny ogląd, wpatrywanie się poprzedzające głębokie meditatio, transowość, odczucie wewnętrznego wytłumienia, wszech-ogarniające ciepło, iluzja powiększenia się wymiarów szopki, cauda pavonis, wrażenie patrzenia przez mikroskop, ogląd niczym na zwolnionym filmie. Świat wokół staje się szary
i zastyga, dociera do umysłu jakby przez watę. Szopka ożywa, zaczyna w nas pulsować, odczuwamy jej „oddech” i wewnętrzny rytm, przecież tam w środku znajduje się „Grono Życia”. Genialnie oddał to Maciej Moszew, wprowadzając do jednej ze swoich licznych szopek figurkę Dzieciątka-Mesjasza złożonego w kołysce z łupinki orzecha. Z pękającego
i obumierającego owocu wyłania się Iskra odkupienia i zbawienia, zamykająca ostatecznie kołowrót nieustannych narodzin i śmierci. Intuicja artysta (ewentualnie jego mediumiczność wykorzystana przez moce duchowe) przemawia głębiej od wielu traktatów teologicznych: obrazy podawane wzrokiem ustępują, rozpadają się i pękają niczym bezużyteczne gliniane skorupy, by odsłonić jądro, rozpalone świetliste epicentrum – „Grono Życia” złożone w mikro-kosmicznej przestrzeni kołyski-orzeszkowej łupinki-katafalku-sarkofagu na końcu.

 

Herbert Oleschko, autor książek i opracowań o aniołach, regionalista     

 Ps. Tytuł tego tekstu to nawiązanie do cenionego klasycznego eseju Martina Heideggera I cóż po poecie w czasie marnym? (1946). Wybitny filozof widział w dziełach artystów (poetów) nadzieję na „powrót świętości” w czasie trwania ponurej Nocy Świata.

Inne artykuły autora

Pasja kalwaryjska (cz. I)

Pieśń słoneczna albo pochwała stworzeń (II)

Biedaczyna z Asyżu i Pieśń słoneczna (I)